poniedziałek, 26 grudnia 2011

uczucie że nic mnie nie boli
ani nie obchodzi (zbyt mocno)

świadomość
że mój świat nie wali
z każdym moich oddechem

nagły spokój umysłu

czwartek, 22 grudnia 2011

Strażniczka.

- Brrr... Jak zimno! Oczywiście, jak zwykle, kto ma największego pecha na tym pokopanym świecie, no kto, jak nie ja? Kogo Mistrz wysłał w taką pogodę? Nie, wcale nie mnie, w żadnym wypadku... Jakby nie mógł posłać kogoś innego, bardziej odpornego na zimno. No tak, rzeczywiście nie mógł, jestem jego jedyną uczennicą, jak ja kocham swoją pamięć, co za bałwan ze mnie. Jak tak dalej pójdzie, to rzeczywiście zamienię się w bałwana, co to z pomysły ma ta pogoda, śnieg z deszczem, w listopadzie, no co jest, jak to możliwe, a nie, jednak jest jesień, faktycznie. A teraz się skup, nierozgarnięta istoto, nie zgub niczego po drodze, nie zapomnij niczego, nie zaplącz się w płaszcz i idźże szybciej, może nie zamarzniesz wtedy. - Eile szybkim krokiem przemierzała dosyć gęsty las. W głowie jak zwykle kłębiło jej się mnóstwo myśli, często pozornie niezwiązanych ze sobą, rzadko dających się uporządkować. Mimo upływu czasu, kolejnych lat szkolenia nadal czuła się nieco niepewnie, ciężko jej było pozbyć się obaw z czasów, gdy była tylko niemającą o niczym pojęcia, zagubioną, nieporadną i całkowicie nieopierzoną adeptką. Nie umiejącą wystrzelić strzały z łuku, potykającą się o własne nogi, mającą bardzo mglisty obraz tego, czego miała się uczyć. Jednak to, że była niepewna, nie oznaczało, że jakoś specjalnie to okazywała, wręcz przeciwnie, była znana jako jedna z najbardziej wygadanych i ironicznych istot w okolicy bliższej i dalszej. Cóż, uczennica swojego Mistrza, to określenie wyjaśniało wszystko. Średniego wzrostu, dosyć szczupła, zwinna, gibka, o krótkich, ciemnych włosach i brązowozielonych, żywych inteligentnych oczach. Nie była jakoś specjalnie piękna, czasem żałowała, iż patrząc na nią niespecjalnie można uwierzyć, że zarówno babcia ze strony ojca jak i matki były elfkami, tak samo jak i w to, że pradziadek też był elfem, ale miała w sobie coś, co przyciągało uwagę, jednak nikt nie umiał tego zdefiniować, po prostu to coś sobie było. W tej chwili jednak nie przejmowała się tym zbytnio, właściwie to wcale i nawet nie czuła się niepewnie. W zasadzie jedynym co czuła, było zimno. Nie lubiła zimna. Ale cóż, jak trzeba iść, to się idzie, choćby i na koniec świata. Eile na koniec świata się nie wybierała, ale i tak czekała ją długa droga. Nauczyła się wszystkiego, czego mogła potrzebować w swojej wyprawie i wszystkiego, co mogłoby być jej potrzebne kiedykolwiek, jednak nie była pewna, co tak naprawdę ją czeka i czy się z tego wyplącze cała czy w kawałkach. Chociaż, w sumie, teraz było jej wszystko jedno, byle by się tylko nie zatrzymywać, bo inaczej obróci się i pobiegnie z powrotem, co skończy się bardzo efektowną defenestracją bądź, w najlepszym wypadku spektakularnym rozwaleniem krzesła na czyjejś głowie. Musiała iść. I to jak najdalej. Był to jeden z powodów, dla których Mistrz wysłał ją w tę podróż, ale nie jedyny. Zwyczajnie była chyba najlepsza ze wszystkich młodych Strażników. Uparta, inteligentna i nie pozująca na Jedynie-Słuszne-i-Jakże-Cudowne-Coś-Co-Należy-Podziwiać-Za-Sam-Fakt-Egzystencji. Podczas ośmioletniego szkolenia Mistrz nauczył ją chyba wszystkiego, co sam umiał. Potrafiła walczyć wszystkim co się dało, łącznie z widelcem, drewnianą łyżeczką i sznurowadłami, przeżyć długi czas w trudnych warunkach, leczyć różne choroby, władała biegle kilkoma językami, miała bardzo szeroką wiedzę ogólną, słowem znała się na wszystkim, co tylko było możliwe. Musiała. Była Strażniczką. I zawsze wykorzystywała każdą możliwą chwilę na sen. Nic w tym chyba dziwnego, każdy przy takim planie zajęć byłby chronicznie niedospany. Zwłaszcza, że Strażników, jako głównych obrońców, strategów, szpiegów, doradców i pogotowie ratunkowe w każdej sytuacji często budzono w środku nocy. Aktualnie Eile była Bardzo Wściekłą Strażniczką z Bardzo Ważną Misją. W dodatku było jej zimno. Drażnienie jej nie było zbyt dobrym pomysłem, jednak to coś czające się za drzewem nie wiedziało o tym. To coś było zwyczajnie głodne. To coś wyszło na ścieżkę uśmiechając się upiornie, wyszczerzając przy tym długie kły, co podobno według niektórych jest urocze. I nie zauważało, że to pyszne chodzące śniadanko ma u pasa miecz, na plecach łuk, a wzrokiem zabija. No cóż, wampiry nie są zbyt inteligentne. Ten był wyjątkowo głupi. I wyjątkowo pewny siebie. To nigdy nie jest dobre połączenie.
- Witaj, piękna damo, cóż robisz w tymże lesie? I to sama? Nie boisz się może? Czy mógłbym Ci potowarzyszyć w Twej przechadzce? Wyglądasz tak... smakowicie.- Paskudztwo liczyło na swój nieodparty urok osobisty, tak często skuteczny w polowaniach na głupiutkie, naiwne i smaczne dziewczątka. Tyle że Eile nie lubiła wampirów. Naprawdę ich nie cierpiała. I w żadnym wypadku nie zamierzała zostać śniadaniem dla takiego indywiduum.
- Słuchaj, Ty paskudny stworze, nie cierpię takich jak Ty, więc masz dwa wyjścia – albo zostawiasz mnie w spokoju i uciekasz tak szybko, że Ci się podeszwy palą, przechodząc w międzyczasie na wegetarianizm, albo będzie z Tobą źle. - Stwór nieprzywykły, że ktoś nie ulega jego czarowi, nie mdleje na jego widok z zachwytu, a wręcz stawia mu opór, zirytował się, a że w dodatku był mocno głodny, całkowicie odebrało mu instynkt samozachowawczy. Wściekły, rzucił się w przód, usiłując wbić w ofiarę ostre jak szpilki kły. Nie wyglądał już tak uroczo, wręcz przeciwnie, był obrzydliwy – przekrwione, wytrzeszczone i głodne oczy, rozczapierzone szpony, słowem - ohydztwo. Nie miał zamiaru tak łatwo rezygnować z posiłku, tak samo jak Eile nie miała zamiaru się nim stawać. Potworne zębiska uderzyły o miecz, którego maszkaron wcześniej nie zauważył i rozpoczął się śmiertelny taniec. Szczęk miecza, iskry wrzaski, zgrzyt stali o kły, wrzaski, ciężkie oddechy, zasłony, uniki, ataki, wrzaski. Strażniczka była świetnie wyszkoloną wojowniczką, jednak walka była ciężka – z wampira ciężko pokonać, a zwłaszcza tego na głodzie. - Och, co Ci się stało z fryzurą?!? - Ten osobnik odznaczał się szczątkową inteligencją i ogromną próżnością, tak typową dla tego gatunku, zaś taki okrzyk całkowicie go zdekoncentrował, co dało Eile kilka cennych sekund. Wampir ze zdumieniem patrzył na miecz utkwiony w swojej piersi. A potem przestał widzieć cokolwiek. Upadł na liście. I już nie wstał. Dziewczyna podniosła swoją broń, oczyściła ją, poprawiła kaptur obszernego, ciepłego płaszcza, z niesmakiem skonstatowała niewielkie rozdarcie po prawej stronie, parę siniaków na ciele i stłuczoną kostkę, po czym poszła dalej, nieco wolniejszym krokiem. - Teraz, po takim spotkaniu, to jest mi już aż za ciepło. Skąd się biorą takie paskudztwa? No tak, z Gór Smoczych. Smoków się boją, po ostatnich wybrykach nie mają co liczyć na ich tolerancję w tamtych okolicach, więc przyłażą tutaj. „Nie lubię wampirów i innych straszydeł, jak spotkam, łeb wyrwę z płucami...”, jak mówi nieformalny smoczy hymn. Brr... ten był jakiś strasznie młody i wygłodniały, musiał długo iść i nikogo nie spotkać. I w dodatku wyglądał, jakby nigdy nie słyszał o Strażnikach. Dziwne. Muszę o tym powiedzieć Mistrzowi, ale to jak wrócę. Teraz muszę iść do Miasta. Właśnie. Skoro już teraz spotykam jakieś dziwadła, to co będzie tam? Ech, trzeba się spodziewać wszystkiego. No cóż, gdyby nie to, że Mistrz musiał wyruszyć na południe, gdzie ostatnio zrobiło się niezwykle niespokojnie przez tą rebelię orków i tych dziwnych przybyszów z Ewranduru, pewnie poszedłby ze mną... A tak, to muszę iść samotnie. Chociaż...Nie, błagam, tylko nie jakieś paskudztwo kolejne... - Dziewczyna wytężyła słuch. Coś się skradało. Po cichu, ale nie zbyt dyskretnie, jakby skradającemu się nie zależało na byciu niezauważalnym. I szelest wywoływany przez to coś był dziwnie znajomy. - M'aiq, co Ty tu niby robisz w tych krzakach?!?- Eile była lekko zaskoczona widokiem kotołaka, który właśnie wyskoczył z gracją zza krzewu głogu. Już dawno przyzwyczaiła się, że jej przyjaciel zjawia się w najmniej oczekiwanych miejscach w najmniej oczekiwanych okolicznościach i o najmniej oczekiwanych porach, ale pewien element niespodzianki zawsze pozostawał. - Phrr...Co ja tu robię?!? Ty się pytasz co ja tu robię?!? No chyba nie myślałaś, że poleziesz tam sama! Lecisz jak jakiś poparzony wilk, dogonić Cię nie można, pakujesz się w jakieś kłopoty, nawiasem mówiąc, to co jest z Twoimi rękami, co? Pełno siniaków! Mówiłem zawsze, wampiry uśmierca się od razu, jak tylko się je zobaczy, a nie jak Ty to masz w zwyczaju, co, pewnie pogawędkę umoralniającą musiałaś wygłosić, czy się mylę, co? I oczywiście, nie zaczeka na nikogo, bo po co, Panna Dam Sobie Radę, phrr, idź Ty się schowaj i wstydź, sama się z nim tłukłaś, mi tylko taki widoczek denata zostawiłaś, skądinąd fachowo ubity, nie powiem, że nie. Leciałem tu jak głupek, a Ty jeszcze z pytaniem, co ja tu robię! Phhrrr! Myślała sobie, że ucieknie, co za człowiek, phhe, wy ludzie zawsze macie jakieś dziwne pomysły, co za gatunek, jeden Mistrz tylko ma jakiś rozum, ale to przecież Mistrz, co za gatunek, no! - M'aiq, nawet jak na kotołaka miał wyjątkowo rozwinięty dar spektakularnego fukania i okazywania swojego niezadowolenia przy każdej okazji, co z przyjemnością czynił, odstraszając od siebie większość ludzi. Zdarzało mu się być nawet znośnym, jednak tylko wobec tych, którzy przypadli mu do gustu, a o to było trudno. Mistrz i Eile należeli właśnie do tych szczęśliwych wyjątków, co jednak nie oznaczało, że na nich nie fukał. Tak profilaktycznie i z przyzwyczajenia. W końcu był kotołakiem. A kotołaki, tak jak i koty mają zawsze swoje zdanie, swoje ścieżki i swoje humory. M'aiq zjeżył sierść, fuknął głośno, przeciągnął się, fuknął po raz kolejny i niezbyt szybkim krokiem ruszył przed siebie. - No, na co czekasz, wieczności nie mamy, musimy tam dotrzeć jeszcze dzisiaj, no co się tak wleczesz, no! - I poszli. I szli, i szli, i szli. Przez las, przez wrzosowiska, przez rzekę, przez wzgórza, przez łąki, przez drogi. Na wprost, na przełaj, na wschód, na północ i jeszcze trochę w kółko. A teraz to bardzo w kółko. Nie jest przecież łatwo trafić do Miasta. Miasta, które pojawia się w tych okolicach raz na tysiąc lat. Miasta, w którym łączą się czasy, wymiary, światy, miejsca, rzeczywistości. Miasta Pamięci. Miasta Czasu i Przestrzeni. Przeszłości i Przyszłości. Miasta, w którym ukryte są odpowiedzi na wszystkie pytania, lecz które samo w sobie jest wielką zagadką. Do esencji Świata.
- Nie wiem jak Ty to widzisz, ale wydaje mnie się, że chyba zabłądziliśmy, nie uważasz? Gdzie my w ogóle jesteśmy? I dlaczego tu tak dziwnie? Nie wiem, czuję, jakbyśmy byli blisko, ale jednocześnie daleko. To chyba wygląda jak ten krąg, ale te wszystkie kamienie mogły się przecież zmienić przez ten czas. Tysiąc lat to jednak sporo, jakby nie patrzeć... A jeszcze te stare przekazy i mapy, legendy są tak koszmarnie niejednoznaczne i niedokładne. - Eile znów zmagała się z niepewnością, tym razem uzasadnioną – położenie ruin wieży będącej portalem było mocno umowne i zresztą, nie łudźmy się, przez tysiąc lat wszystko się zmienia, nawet w najodleglejszych i najbardziej odludnych ostępach najodleglejszego i najbardziej odludnego miejsca w tej jakże odległej i odludnej krainie. Kotołak nie miał takich wątpliwości – jego rasa jest ogólnie niezwykła, a ten był w szczególności niezwykły – szedł przed siebie, instynktownie wyczuwając zakłócenia w czasoprzestrzeni. Wibrysy drżały co raz bardziej, w miarę jak zbliżał się do sterty głazów porośniętej trawą, mchem i niskimi krzewinkami borówek. - Czy Ty tego nie widzisz, że to tutaj?!? Tylko teraz sobie łaskawie przypomnij sposób, jak tam wejść, potrenuj swoją szanowną, jakże często używaną pamięć, przecież Mistrz Ci dokładnie to tłumaczył, więc teraz Twoja kolej, nie będę Ci wszystkiego ułatwiał, nie jesteś chyba taka nieporadna i zapominalska jak ta dziewczynka, która jakimś cudem do nas trafiła dwa lata temu przez ten dziwny portal w króliczej norze i uparcie nazywała mnie jakimś kotem skądś tam i równie uparcie twierdziła, ze już mnie kiedyś widziała, jakbym miał sobowtóra, nie niemożliwe, nie jesteś taka pomylona, no chyba nie. Czy się mylę? - M'aiq nie mógł przepuścić żadnej okazji do porządnego, ironicznego ponarzekania sobie. W na wpół rozpadłej ścianie, spod grubej zasłony roślin wyglądały nieśmiało niemal niewidoczne, drewniane drzwi. Wejście było, ale zamknięte na głucho. - Zastukaj trzy razy, trzy sekundy przerwy, znów zastukaj trzy razy i wrzaśnij starożytny kransnoludzki okrzyk bojowy, a potem jeszcze zadeklamuj elficki przedwieczny poemat. Świetnie. Mam nadzieję, że dwa lata przygotowań do tej wyprawy nie poszły na marne, powinno się udać... -
Drzwi otworzyły się ze przenikliwym skrzypem. Zawiało ciepłym powietrzem. Oczom wędrowców ukazał się długi, wąski, ciemny tunel, lekko schodzący w dół. - Coś mi się widzi, że nasza podróż dopiero się zaczyna. I bynajmniej nie wrócimy do domu na kolację, jaka szkoda. Eile, ominie Ci dyżur w kuchni, oj Ty, jak tak można wymigiwać się od obowiązków? - Kotołak dostojnie przekroczył próg i rozejrzał się po ścianach. Jego czarne futro błyszczało, odbijając resztki dziennego światła. Po pewnym czasie i krótkim odcinku drogi nie było prawie nic widać, poza lekko fosforyzującymi zielonymi oczami M'aika i delikatną poświatą promieniującą od miecza Strażniczki. Zaczynało się robić niezauważalnie cieplej. I nieco jaśniej. Tunel się kończył. Znaleźli się w obszernej, ceglanej komnacie. Coś w kącie szumiało. To coś było dosyć duże, metalowe, gorące i pokryte warstewką rdzy. Wokół dziwnego przedmiotu unosiły się kłęby dymu i pary, coś skrzypiało, bulgotało, charczało. Za machiną rozpościerał się widok na długą ulicę, oświetlaną przez lampy o zielonożółtym, niepokojącym świetle. Elie wzdrygnęła się – spodziewała się czegoś niezwykłego, ale to było dla niej kompletnym zaskoczeniem, czymś zupełnie nieznanym, dziwnym, wręcz przerażającym, tak różnym od tego, co znała i tego, co dotychczas widziała. Wzdłuż ulicy ciągnęły się rzędy wysokich, wąskich, mrocznych domów o długich, niezbyt szerokich oknach i ciemnych, spadzistych dachach, zdających się wbijać w ciemnogranatowe, ciężkie niebo. Wiał lekki wiatr, który przesuwał po bruku zeschłe liście, pogłębiając u Strażniczki uczucie niepokoju, a na dodatek było mglisto. - Chodźmy stąd jak najprędzej, przed siebie, byle jak najdalej stąd. Nie czuję się tu zbyt pewnie.- Przyspieszyła kroku. - Kiedy Ty się w ogóle czujesz pewnie, hm? Ale masz racje, nie chce tu dłużej być, to miejsce jest upiorne. Sierść sama mi się stroszy. Brrr. I nie zwracaj uwagi na błędne ogniki, w żadnym wypadku nie próbuj okazywać im zainteresowania, bo się potem nie odczepią, a sama wiesz, czym to grozi.- Faktycznie, między domami tańczyły małe, złudne światełka, zachęcające by za nimi pójść. Co jakiś czas można było usłyszeć ponure, mrożące krew w żyłach wycie, na szczęście w miarę odległe. Nagle rozległ się przerażający huk, świst i grzmot. Strumień gorącej, syczącej pary usuwał wszystko ze swej drogi. Olbrzymi stalowy potwór sunął z zawrotną prędkością wprost na wędrowców, którzy uskoczyli w ostatniej chwili, lądując na boleśnie twardym bruku. Z pędzącego pojazdu sypały się iskry, parząc skórę Eile i nadpalając zadbane zwykle futro kotołaka. - Co to niby było? Co to za miejsce, po co ja tu lazłam? Dla jakiejś głupiej równowagi na świecie! No dobrze, może nie takiej głupiej, ale... Przeraża mnie to wszystko. Rozumiem, walczyć z wampirami, ludźmi, trollami, gnollami, orkami, goblinami, wiwernami, ale to?!? Mam już dosyć! Mam dać się zabić tylko po to, żeby na świecie była równowaga, cudownie. Bo podobno jeżeli raz na tysiąc lat się tu nie przyjdzie, równowagi nie będzie i wszystko się rozwala. Jakie to urocze.- Strażniczka nie zamierzała się poddać, ale wybitnie słabo jej się podobało to wszystko. Razem z kotołakiem odeszła stamtąd tak prędko, jak nigdy wcześniej jej się nie udało. Po paru kilometrach droga zakręcała. Robiło się jaśniej, mniej przerażająco i cieplej. Wiatr słabł, aż w końcu ustał. Nastała cisza.
Kotołak i dziewczyna znaleźli się na obszernym placu. I nie byli sami. Stali tam szaman, dziwnie ubrany wojownik, elf i czarno odziana dziewczyna. Oraz mroczny rycerz. - Smok, jeśli się mylę, masz prawo mnie kopnąć, Eile. Naprawdę.- M'aiq nie pozwalał się bić. Nigdy.

wtorek, 20 grudnia 2011

Panna Jest Mi Zimno

Zamarzła jej dusza
i wszystkie myśli

drży

tak mi zimno
psychicznie
fizycznie
tak mi zimno

Panna Jest Mi Zimno

poniedziałek, 19 grudnia 2011

to samo tępe uczucie
ja nie wiem jak to wytłumaczyć
i czy jest w ogóle sens to wyjaśniać
może najlepiej to przespać

zamknąć w szafie
która cały czas jest zaryglowana
obudzić się po wszystkim

mieć święty spokój

sobota, 17 grudnia 2011

sobota, 10 grudnia 2011

Wyrzucone (?)

nareszcie wyrzuciłam z siebie
wszystko, co mnie uwierało

cały strach, złość, frustrację,
ból, wściekłość, niezrozumienie, 
poczucie winy, lęk, samotność

wyrzuciłam
oby nie wróciły
(bo może tylko je zakopałam)
jeśli tak, to obym zapomniała, gdzie

piątek, 9 grudnia 2011

taki sobie dziwny stan
taki sobie jakoś tak
tak jakoś przyszedł
tak jakoś nie chce pójść
taka sobie melancholia
taka sobie nieporadność

przemarzłam do ostatniej myśli
taki sobie dziwny stan

czwartek, 8 grudnia 2011

Panna Chodząca Furia

jest wściekła
i
ma żyłach cynizm
i
żywi się goryczą
i
śni ironią

i rani, choć nie chce
(siebie, wszystkich, prawie każdego)

zbyt dumna, by dojrzeć przyczyny
walczy ze słowami w głowie


Panna Chodząca Furia
zbyt dumna (zbyt durna?)
by przyznać się sama przed sobą
że coś boli
zbyt uparta
by płakać

chce być silna
(tylko za bardzo nie umie)

ma przemarzniętą duszę
zamarza

środa, 7 grudnia 2011

Proszę, nie znikaj
nie odchodź
Motylku
nie umiem Ci pomóc
tak skutecznie jak bym chciała
(chyba wcale nie potrafię)
ale proszę
nie znikaj
nie stawaj się pustym workiem z kośćmi
nie odlatuj
Motylku

Dla A.

wtorek, 6 grudnia 2011

radzi sobie
dużo gorzej niż na to wygląda
dużo gorzej niż by chciała
dużo bardziej przeżywa nic
niż coś
radzi sobie jakoś
tak słabo tak mało tak cicho

tak bardzo gaśnie

niedziela, 4 grudnia 2011

Panna Idealistka

co jak co
ale jak
to możliwe
nie mam pojęcia
chyba pomyliłam wszechświaty

zbyt idealistyczna, by być
Panna Idealistka

piątek, 2 grudnia 2011

och, znowu
zgubiłam wszystkie etykietki
ostrzegawcze
myśli hałasują mi w głowie
i znów nie wiem czego się bać, czego nie dotykać,
czego nie rozdrapywać,
a co zapomnieć
zgubiłam zapomniałam
co ja miałam...
co ja...
co...
już nic

sobota, 26 listopada 2011

trzeba tylko
schować stare lęki
zasznurować pradawne strachy
zdrapać narosłe przez lata obawy
zamknąć uciszyć zakopać

i będzie dobrze
jestem dawno już startym kurzem
płomieniem, który zgasł
(został tylko popiół)
i starym kalendarzem
i cichym, dawno przebrzmiałym echem

ale jestem też czystą esencją życia
nadal mogę ogrzać i zniszczyć
kontrolowanym pożarem
jestem uniwersalną księgą
i notatnikiem o dużej liczbie kart
przejmującym krzykiem

odradzam się jak kurz

Panna Ja Sama

zawsze wie lepiej
nigdy nie słucha
kaleczy się
robi wszystko po swojemu
ale żyje
nawet szczęśliwa

Panna Ja Sama
zapach melisy i świeżo zaparzonej kawy
resztki węgla na opuszkach palców
porzucony kolczyk i zwinięty sweter
zbyt białe ściany
chłodno pusto cicho

przyjmijmy że rozumiem
i żyję akceptuję czuję

wtorek, 22 listopada 2011

chyba może
wiem wreszcie

niewiedza najbardziej boli
przyszedł czas leczenia ran

i nie ma winnych i nikt nie jest niewinny

poniedziałek, 21 listopada 2011

nie będę płakać
obiecuję, dam sobie radę
nie zniszczę się
nie poranię
nie zrobię krzywdy

nie zniknę
jestem dzieckiem swoich czasów
otwartą skrytością
ufną nieufnością
pewną siebie nieśmiałością
smutną radością
pesymistyczną optymistką
bezmyślną myślącą
wszystkowiedzącą niewiedzą

zagubionym czymś
dzieckiem swoich czasów

piątek, 18 listopada 2011

nie mam tytułu
i z treścią u mnie
niezbyt optymistycznie
za dobrze to nie wiem
ile co i jak
wersów zdań zbyt dużo
lub zbyt mało
niewiedza
nietytuł
niesens

czwartek, 17 listopada 2011

wiesz
może nie
zauważ to
ranisz
ranisz
ranisz

ból ból ból
i jeszcze pół bólu

wolałabym wiedzieć na czym stoję
na razie widzę tylko wielką niewiadomą
wiem tyle ile mi powiesz

środa, 16 listopada 2011

spalam się
powoli
coraz szybciej
coraz gwałtowniej
coraz boleśniej
palę się od wewnątrz
płomienie ogarniają mi skórę
z włosów zostaje popiół
z jaźni proch

czas powiedzieć dość
przestać
ugasić pożar w umyśle

poniedziałek, 14 listopada 2011

z własnej woli
nieprzymuszenie

rozszarpuję swoją jaźń
na strzępy

z własnej woli
sama
osobiście

wola destrukcji
i trwania
im więcej
myślę
tym mniej wiem
nie wiem

nie myślę
mózg mi się spalił
po cichu
może szeptem
może wcale
ani trochę
wiem
boję się
(dlatego że nie wiem)
chodząca przekora
bezsilność i upór działania
sprzeczność
optymistyczna rozpacz

łażący oksymoron
jakiś
ma brązowe oczy
i potargane włosy
i okulary
mieszka/żyje
oddycha/myśli

żywi się książkami
i pisze od rzeczy

i chowa się w mroku
i szuka wyjścia/schronienia/kryjówki

i jest

istnieje trwa
na przekór
może
wiesz
i ja
nie wiem
boję się
nie znam
nie rozumiem (chociaż próbuję)
czuję
i ja jestem
nie wiem kim
(niepewnością chyba)
za dużo słów
zagłuszam ból
jeszcze chwilę potrwam

będę przeżyję przetrwam
wątpię
i czuję

może
kocham (nie wiem, może)

ufam
i boje się ufać

jestem
bezsilnością

piątek, 11 listopada 2011

bałagan
mętlik

nie wiem
co myśleć co czuć co mówić co robić co chcieć

boję się

czuję za mocno za bardzo
za dużo uczuć mam w sobie

za wiele

czwartek, 10 listopada 2011

mam świadomość
nie wiem nie wiem
nie dam gwarancji absolutnej
nie jestem pewna
ale wierzę
ale czuję
ale obiecuję
ale ufam

mimo że nie wiem

Szafa

mam szafę
w głowie
zakurzoną obszerną ciemną
chowam tam myśli i uczucia
te z którymi nie wiem co zrobić
niedługo zamknę tam
całą siebie

poniedziałek, 7 listopada 2011

i znów
zaraz wyjdę
z siebie
i stanę obok
popatrzę krytycznie
i znów
będę udawać, że nic nie zauważam

niedziela, 6 listopada 2011

dlaczego
powiedz
nie uciekaj
nie chowaj się
za słowami
nie wiem nie zawsze jest odpowiedzią
nie rań
zobacz
popatrz
pomyśl

piątek, 4 listopada 2011

są ludzie
których przerasta
zauważenie
że ranią niczym

nic nic nic

Nie chcę nic
poza szczerą rozmową

nic nic nic

ale widać i tak chcę zbyt wiele

Panna Mam Dosyć

jak zawsze jesienią
liście są żółte
rude czerwone
brązowe
ostatkami zielone
opadają na ziemię
jesienią przychodzi
Panna Mam Dosyć
złamałam
ostatnią
ze swoich obietnic
tak cichych
tak ukrytych
tak pozornie nieistniejących
tak po prostu 
zwyczajnie
płakałam

nadzieja

uwierzę
że nie myślę
nie czuję
nie zauważam

nie boli mnie nic
zbyt nierozsądnie
zbyt szybko
zbyt nierozważnie
zbyt nieśmiało
zbyt głupio
zbyt boleśnie
zbyt mocno
chciałabym
nie być

tak uparta
tak ślepa
tak głupia
tak nierozsądna
tak szczera
tak otwarta

taka jak teraz
chciałabym nie być

poniedziałek, 31 października 2011

zadaję pytania
skomplikowane
niejasne rozmyte
niesprecyzowane

dziwię się
że odpowiedzi
są dziwne
niejasne
żadne

nie ma ich

czwartek, 27 października 2011

Jeżeli jest coś
czego naprawdę nienawidzę
(choć do końca nie mam o tym pojęcia)
to jest to
"nie wiem"
słyszane za każdym moim pytaniem

poniedziałek, 24 października 2011

tona gipsu
trochę farby może pudru
zamaluję ból 
schowam wszystko
spróbuję doprowadzić się do ładu
zmądrzećogarnąćpoukładać
nie będę płakać bo nie umiem
poukrywam
wypiorę się z uczuć
nic mnie nie obchodzi
chyba
nie umiem kłamać

niedziela, 23 października 2011

jeśli narysowałabym
wykres
czegoś bez nazwy
a byłaby to
sinusoida
to widać byłoby
od razu
jak i co
jak często dzieje się
ale nie.
nie będę rysować
poczekam na zmianę
zmiennej x

wtedy może ale
może

piątek, 21 października 2011

nie wiem czy wiesz
a jeśli wiesz to co ty na to
nie wiem czy wiesz
nie wiem czy pytać
nie wiem czy mówić
nie wiem czy czuć
nie wiem czy wiedzieć
nie wiem nic
znajdę wszystkie zaniedbane niechciane niepotrzebne
strachy
odszukam je w swojej pamięci
odkryję nieznane jeszcze lęki
zbuduje z nich zaporę dla słów

wykrzyczę wszystko i tak
i znów i na nowo
i jeszcze raz
a potem schowam się
w sobie
mów co chcesz nie wiem
cokolwiek
jakkolwiek
kiedykolwiek
mów do mnie
z ciszy jest niepewność
z niepewności strach
ze strachu ból
z bólu wściekłość
ze wściekłości nienawiść

A z nienawiści nic dobrego
wyjść nie może.
Czas gdy można
tylko wyć
bo płacz nie działa
czas niezrozumienia
marazmu ciszy i bezsilności
czas myśli bezsensownych
wyrzutów pretensji
do samej siebie
czas pogardy
jak powiedzieć coś
nie mówiąc jednocześnie nic
nie odsłaniać się zbytnio
najlepiej w ogóle
schować głęboko w pawlaczu
wśród starych szalików
swoje myśli emocje uczucia
jak zadusić w sobie wszystko
co chce się wykrzyczeć
jak

niedziela, 16 października 2011

jestem optymistką
zakładającą zawsze
najgorsza wersję wydarzeń
(przynajmniej się nie rozczarowuję)
chyba
(tak bardzo)

teoretycznie
jest to wygodne
i równie przydatne
jak brak instynktu samozachowawczego

sobota, 15 października 2011

czasami
chciałabym potrafić płakać
kiedy tego potrzebuję
tak zwyczajnie
ale nie, nie umiem

mam nadzieję że kiedyś
nie będę tak bardzo
wstydzić się
potrzebnych łez

wtorek, 11 października 2011

widzę niebo koloru kisielu
spada nam na głowę

albo się mylę
to tylko słońce zachodzi
bądź wschodzi

straciłam pojęcie
nie tylko w porach dnia
jestem z pokolenia
z dziurą w głowie
zamiast krwi
ucieka nam pamięć
o tym co warto
pamiętać

zostają tylko rzeczy
niepotrzebne
bolesne
nie niezbędne
do życia

niedziela, 9 października 2011

zastanawiam się
a w zasadzie to zadaję pytanie
kiedy wreszcie nauczę się
nie zadawać głupich pytań
choć podobno
takich pytań nie ma
odpowiedź brzmi chyba nigdy
Zmiękczam prawdę
jest wtedy
łatwiejsza do przyjęcia
nie straszy
tak bardzo.

Tylko Cię lubię.
deszcz. chłód. katar. ciemność

jesień

pożółkłe liście. ostanie dni ciepła. pożegnalne promyki słońca.

jesień

cisza. hałas. smutek. radość.
szum
liście pod stopami
mokro zimno deszcz
jesień. cisza.
wiem.
nie umiem
inaczej
zawsze powiem coś głupiego.
ale
teraz
wyjątkowo
sobie tego nie wyrzucam.

sobota, 1 października 2011

znalazłam gdzieś przypadkiem
siebie
znów jestem

taka, no taka jak ja

przy okazji zgubiłam
strach lęk niepewność

jestem znalazłam zgubiłam zapomniałam ja

sobota, 24 września 2011

czytam kronikę błędów
i porażek
pamiętam
o zgrozo
nie cofnę czasu
wiesz, że się boję?
jak nigdy. jak zawsze.

wiesz, co myślę?
może lepiej, że nie. chyba
(ale skąd mam wiedzieć, czy wiesz)

wiesz co czuję?
jeśli tak, zrób coś z tym
jeśli nie, to lepiej się nie dowiaduj

boję się
jak zawsze. jak nigdy

czwartek, 22 września 2011

niektórzy ludzie
powinni mieć
ustawowy zakaz
bycia takimi
jakimi są

toksyczni ludzie
są wśród nas
(idioci emocjonalni też)

niedziela, 18 września 2011

nawet mi nie mów
że to nie ma sensu

to chyba coś innego niż
przeziębienie

nie przekonuj mnie
i tak zrobię po swojemu

nawet jeśli nie mam racji
(jestem zbyt uparta)

poniedziałek, 12 września 2011

mam mnóstwo dziwnego uporu
i pełno zaufania
za dużo otwartości
resztki instynktu samozachowawczego
czasem za mało odwagi
od groma radości 
tony optymizmu chowanego za lekką patyną smutku
zbyt wiele przekory

jakimś cudem żyję

sobota, 10 września 2011

przeczuwam od początku
instynktownie

czy będę lubić czy nie lubić Cię
co (i czy) o Tobie będę myśleć
i czy będziemy mogli dojść do ładu między sobą

po prostu wiem

piątek, 9 września 2011

niedziela, 4 września 2011

a teraz pomyśl
czy to ma sens
i ewentualne skutki
przewidź
zastanów się
rozważ za i przeciw

a co tam, co może się stać?
gorzej nie będzie
nie obraziłabym się
za parę słów
jakiś lekki uśmiech
nic szczególnego, (nie bój się)
zwyczajną normalność
żeby poradzić sobie
z niektórymi ludźmi
nie trzeba zbyt wiele
wystarczą
ciężkie buty
i dobry rozbieg
Nie? Wobec tego nie.

Kto kogo będzie dłużej ignorować?
nie mam pojęcia. chyba wygrasz.

Tylko po co?
w tej sprawie
będę milczeć
bo żeby wyrazić
swoje zdanie na ten temat
musiałabym użyć słów
powszechnie uznawanych
za co najmniej niestosowne
w kręgu ludzi
pretendujących do miana
kulturalnych
kiedy dokładnie nazwiesz

swój strach
obawy lęki niepokoje fobie
niezdecydowania

wiesz, co musisz pokonać

sobota, 27 sierpnia 2011

podobno nauczono mnie interpretować wiersze
rozumieć opowiadania powieści eseje
rozmowy szepty gesty spojrzenia

nie potrafię tylko zrozumieć ciszy
milczenia bez żadnych wskazówek
zabłąkany liść
zaplątana we włosy gałązka
pokrzywowy ślad na skórze

tak, znowu szłam przez las

wtorek, 16 sierpnia 2011

potrzebuję
ciszy czasem spokoju słońca
powietrza i odrobiny uporu
kawy papieru czegoś do pisania
czasu książek chyba muzyki trochę snu
paru ludzi
i dużo przytulania
i niniejszym postanawiam
że będę mądra

tak, wmawiaj to sobie
a teraz
zbiorę wszystkie siły
i całą swoją silną wolę
cały upór
całą złość
i zbuduję jakieś działające
mechanizmy obronne
znajdę swój instynkt samozachowawczy

mimo wszystko
stwierdzam że warto było
każdego dnia przełamywać swój strach
cieszyć się z każdej błahostki
robić głupie miny
udawać że wcale nie / że mnie tu nie ma
mieć głupie pomysły
mówić od rzeczy
wiedzieć że się nie wie
szczerzyć się dwustuwatowym uśmiechem
martwić się że coś spaprałam
mam swój zeszyt
a w zeszycie
to co chodzi mi po głowie
kiedy udaję, że nie myślę
teraz książki czytam na metry
udaję że udaje mi się
nie myśleć

czwartek, 11 sierpnia 2011

nie wiem
nie powiem
zamilknę
będę cicho

spokojnie
to tylko ćwiczenia
z mojej długiej listy pytań
zostało tylko jedno

dlaczego prawa Murphy'ego ZAWSZE działają?

zawsze zawsze zawsze
A powiem, a co!
Ziemia jest płaska.
I jest to jedyna słuszna wersja rzeczywistości.

Z mojego punktu widzenia.
Widzisz?
kiedy dotrze do ciebie
cały dotychczasowy bezsens twoich działań

nie załamuj się
(chociaż pozwól sobie na chwilę smutku)

a potem
idź

idź i bądź szczęśliwy
na przekór wszystkim
i wszystkiemu

ale idź
gdzieś po drodze
między punktem A i B

zgubiłam co wyliczam

radość
miłość
poczucie humoru
cierpliwość
optymizm
nadzieję
ciepło

w zasadzie, to zgubiłam siebie
siebie całą
całą siebie
A teraz pójdę z latarką
pochodzić po mieście
poszukać prawdziwego człowieka

mimo że wiem, że to bezcelowe
i niemożliwe

na młodość robię się cyniczna

czwartek, 4 sierpnia 2011

Jedyne co z tego wyszło
to sterta poronionych wierszy.
jestem ciekawa

ale chyba nie znajdę nigdy odpowiedzi
na pytanie
w którym momencie tak zgłupiałam?!?
Od pewnego czasu
książki służą do zaczytywania myśli
kolejne kubki kawy przeplatają się z litrami melisy
pojawiają się tabuny dziwnych pomysłów
protesty przeciwko niczemu biegają mi po głowie
a ja jestem Głuptak.
Czemu Głuptak? Bo nie Pingwin.

-Płaczesz?
-Nie, wodospad udaję.
Nie chcę nic

No może poza słońcem
od czasu do czasu
i kubkiem kawy bez mleka
paroma dobrymi książkami

oprócz tego  wystarczy mi tylko jeszcze
wiedza, co w końcu się dzieje
(i dlaczego)

sobota, 30 lipca 2011

Chyba prędzej przejedzie Cię walec drogowy
niż wreszcie coś zauważysz.

Nie chcę się narzucać
nie będę.
Coś czuję, że to wszystko coś nie ma sensu.
Nie, nie wiem tego na pewno.
Może źle oceniam. Może  przesadzam.
Może chcę zbyt wiele.
Ale ja chcę tylko jakiejś reakcji. Postawienia jasno sprawy. 
Powiedzenia, co i jak. I co Ty na to.
Nawet zwykłego "Daj sobie spokój".

Nie, nie będę głupia.
Nie będę się narzucać.
Poczekam sobie. Chyba wieki, ale co tam.

-Ja tu cierpię!
-Na co? Na astmę, grypę czy hipochondrię?
- Na cholerę!
Tęskniłam/ tęsknię
to głupie
powiedziałam Ci o tym
to głupie
nie wiem czemu
tęsknię
to głupie

jak już się dowiem
to odpowiedź
zakopie głęboko

bo inaczej opowiem Ci
o tym
to byłoby głupie
Zimno deszcz
i wychodzi nagle słońce

a ja wtedy nagle zyskuję mnóstwo optymizmu

tliło mi się w głowie
dużo historii
teraz zbywam je uśmiechem
już nie krzywym
a radosnym (?)

już nie doskwiera mi
(tak mocno)
myśl że
a zresztą

"Ty nie jesteś normalna"
Nie przeszkadza mi to.
Jakimś cudem
wszyscy wiedzą wszystko
o mnie
lepiej niż ja sama

i co czuję myślę chcę
co powinnam zrobić

nie

zrobię to po mojemu
nie wtrącać się proszę
Mam nadzieję
że nie zepsułam nic

Nie wiem
co robię co chcę
dlaczego po co na co

Ponoć jestem miła
To dziwne
bardzo

ja chyba...
no nie
nie wiem

czwartek, 14 lipca 2011

Czy wiesz, że niebo o 3 nad ranem
jest już jasnogranatowe?
A książki o tej porze czyta się najlepiej?
Że pisze się wtedy najłatwiej,
choć nie najmądrzej?
I w pół do 4 mam wrażenie, że wszystko
jest w porządku?
W tym czasie chce być mądra
i jestem prawie pewna, że się uda
nie do końca
nie wiem
co czuję co chcę powiedzieć zrobić
myślę
nie wiem
Instynkt samozachowawczy ważna rzecz
szkoda że zgubiłam jakiś czas temu
mam nadzieję
że nie zepsułam nic
do końca
lekko się boję martwię
zaczytuję niepewność

może to nie było takie głupie?
choć pewnie było
Czy myślisz jesteś czujesz rozumiesz wiesz
kochasz lubisz nienawidzisz tęsknisz
śpisz jesz czytasz piszesz chodzisz
rozmawiasz szepczesz krzyczysz milczysz
mokniesz na deszczu marzniesz
gubisz znajdujesz słuchasz uciekasz
gonisz autobus ścigasz czas
wołasz o nic nie zwracasz uwagi na coś
nie rozumiesz szukasz parasola
a potykasz się o kalosze
gdy potrzebujesz płaszcza
nie wiesz czego chcieć a co nieważne
błądzisz na własnej ścieżce ulicy
Czy jesteś jak ja?
Zdziwienie
nie wiem
nie rozumiem
jakim cudem
i dlaczego
kiedy i jak
tęsknię nie niem
nazywam to

wtorek, 5 lipca 2011

Deszczowo chłodnawo zimno
smutno książkowo
szukam szalika bądź chociaż swetra
chowam się z ciepłych oparach herbaty

proszę, niech mnie ktoś przytuli
Kiedy widzę
to co czuję
chcę krzyczeć
ze wściekłości bólu strachu
totalnego nieporozumienia
nieogarnięcia zazdrości
żalu smutku nie wiem sama czego
chyba z nadmiaru uczuć
Ponoć nazywam się Mądrość
niestety jak dotąd uosabiam
li tylko bezdenną Głupotę
imię nie odzwierciedla stanu umysłu,
niestety

niedziela, 26 czerwca 2011

może znowu
coś zepsułam
albo i nie

nie wiem

moja intuicja 
się zgubiła
bądź też nie
Nie mogę powiedzieć
że Cię kocham

bo nie byłoby to prawdą

nie wiem jak to nazwać
chyba bardzobardzolubieniem
chyba tęsknieniem bez powodu
chyba czymś z domieszką niczego

niedziela, 19 czerwca 2011

Mój uśmiech mnie przeraża.
To ja umiem się tak szczerzyć?
Ratunku. Dlaczego. Pomocy.
Mogę schować się za powietrzem?
obiecywałam sobie
będę mądra
nie zgłupieję

nie wywrócę swojego świata do góry nogami

sobota, 11 czerwca 2011

Stan absolutnego zgłupienia
Ja nie wiem
Może

Miotam się
półką a książką
książką a półką

Zaczytuję myśli

Nie działa

niedziela, 5 czerwca 2011

Nie
wiem

jestem
bo udawanie że mnie nie ma
nie wychodzi mi
zbyt dobrze

i chyba się cieszę
z tego
albo czegoś jeszcze

i uśmiecham się
i chyba
jestem
szczęśliwa
że jestem

jestem
taka a nie inna

czwartek, 2 czerwca 2011

Odpowiedzią na wszystko jest 42
przyzwyczaj się

nie umiałam się z tym pogodzić
i zauważyłam, że nie jest tak źle
i że mam jeszcze resztkę niepoważnego optymizmu

A odpowiedzi mogą być różne
zależy, gdzie szukasz

wtorek, 31 maja 2011

wchodzisz w moje postrzeganie świata
jesteś wspomnieniem
i sama nie wiem czym
nieznanym znajomym
kochałam cię byłaś zawsze
teraz nieobecna
ale tak jakby bliska
rozpłynęłaś się w niebycie przestrzeni
Nie wiem
jak dlaczego w jakim celu ani nawet kiedy
jak mocno i na jak długo
i dlaczego tak szybko
i czemu mnie to tak irytuje

ponoć to naturalne i nawet normalne

nie wiem ja chciałam być mądra
i mieć święty spokój

przeklinam głupotę uśmiechając się do ścian szklanek nieba schodów

mówię godzinami nie ujawniając nic
i niby wszyscy wiedzą wszystko ale jednej wersji nie ma

nie powiem nie bo tak
resztki instynktu samozachowawczego
którego nie mam
się odzywają

nie wiem jak to nazwać
mój wzrok mówi wszystko i nie do końca tak jest a ja się boję
chcąc coś zrobić choć nie wiem co

może i tak lepiej może przejdzie mi jutro

a może nie i tak mi zostanie może będę się tym przejmować
nie wiem dlaczego bo przecież nic się nie stało
i nie stanie się nic
Jestem Niewiedzą
Zaplątałam się

i wszystko do czegoś zmierza

do Totalnej Katastrofy chyba
wiem, ironia już mnie dawno wypełniła
nie umiem już tak optymistycznie
rozplątywać bałaganów

a teraz weź wiadro i...

i co z tego
no może i tak
ale nie
bo nie

uspokój się, bo wszystko będzie
dobrze i się ułoży samo

wszystko, co jest pozostawione
samo sobie dąży do
chaosu
a to, czemu się pomaga
do Całkowitego Spaprania

poniedziałek, 30 maja 2011

Podobno mądrzeję
Nie obchodzi mnie
nic i nikt
teoretycznie tak jest
Ale właśnie
widzę i czuję
że co raz bardziej
głupieję

sobota, 7 maja 2011

Jestem Ciszą

Nazywam się Cisza
i lubię budyń
i widok z okna
i tęczę nad miastem
i wygodne trampki
piję herbatę czasem zieloną
prowadzę rozmowy o niczym i o wszystkim
myślę o Wielkim Pytaniu o Życie, Wszechświat i Całą Resztę
nie lubię / nie rozumiem romansów
piszę czarnym atramentem
gubię pomysły i pytania
w zasadzie, to ja
Nazywam się Chaos

środa, 23 marca 2011

A teraz (znalazłam trampki) do szczęścia
potrzeba mi tylko poniedziałku.
Nie, wcale nie dlatego, że...
no nieważne
bo... chcę już mieć to wszystko za sobą,
to co mam zrobić, załatwić, wykonać
i mieć święty spokój
wrócić do normalności,
bo za dużo mam na głowie
i takie tam
i w ogóle to...
no tak
a tak poza tym to...
no dobrze
tęsknie za tobą
ale tak cicho i nieoficjalnie
bo tak oficjalnie
to ja mądra jestem
(ewentualnie aktualnie mądrzeję)
Jestem
nieokreślonym
podmiotem lirycznym
sprzecznością
do sześcianu
za bardzo:
mi zależy
się boję
się staram
nic nie robię
wierzę, że wszystko będzie dobrze
zbyt łatwo:
przywiązuje się do ludzi
zapominam stare bóle
przechodzę do porządku dziennego
nad moim za łatwo za bardzo za głupio za nieporadnie
Nieokreślony
podmiot
z wątpliwości
Nie mogę spać ani
logicznie myśleć
mózgu nie używam
ani się nie uczę
zapominam
wszystko gubię myśli
słowa klucze
rzadko znajduje
spokój
ciszę zagradzam
hałasem rozmów o
niczym
nie
wiem co się dzieje
Czy widział nikt
tam ktoś bywa tu
czas ucieka
brzozy szumią ciszą
odgradzamy się od
rzeczywistości
zagłuszamy hałas
bezmyśli
zaczynam się bać
czy aby na pewno
tak optymistycznie
można patrzeć na świat
Najpierw cisza
a potem stuk
i hałas

usiłuję zagłuszyć siebie

czy ktoś mi powie
takie małe pytanie
czy tęsknotę mierzy się
w litrach czy w kilometrach?

czwartek, 24 lutego 2011

Teraz wezmę miotłę
i posprzątam
w moim życiu
Chyba
Chyba zostanę pedantką
Niemożliwe
Czy ktoś nie ma przypadkiem
niecelowo
spontanicznie
pożyczyć instynktu samozachowawczego?
Bardzo proszę
Pilnie potrzebuję
Im więcej myślę
tym mniej wiem
I z uporem myślę myślę myślę
I nic
Chociaż twierdzę, że wszystko wiem
Roztapiam 
ostatnie bryły lodu
w moim sercu
słońce oświetla
pozimowe
mroki
osobowości
ciepło
ciepło
ciepło
jeszcze zdążę pomyśleć
jeszcze zdążę podziwiać
jeszcze zdążę powiedzieć
jeszcze zdążę coś zrobić
tylko nie dzisiaj
najpierw się wyśpię
kocham  kocham kocham
to zbyt ciężkie słowo
przygniata odpowiedzialnością
rozbraja nas ze skorupy rozsądku
Podobni
ale inni
tacy sami
ale różni
odmienni
ale także ludzie
Wspomnienie
jak
rozciągnięty sweter
tak dawno
tak dawno
tak dawno
to było
Widzę
że tak że
wiosna
jest
tu
w
naszych
uśmiechach
zamotaniach ciepłych
Wiosenny chłód ciepła
Wiatr będący ciszą
Jedna wielka sprzeczność
siedzi
albo i stoi
kto tam wie
i się patrzy
Chciałabym mieć
motylą lekkość pióra
niestety
mam tylko
toporność cegły
Na styku lat
Na styku światów
Na granicy jawy i snu
Tam, gdzie zaczyna się i kończy
Wszystko
Stoję TU.
Na styku światów
Tak różnych
Tak obcych
Tak bliskich
Tak znanych
TU, gdzie koniec jest początkiem
Wczoraj myślałam, że umiem
latać. Dziś tylko
zgrzyt szpachelki o beton.
Październikowy wiatr muska mą twarz
Rozsypuje przyjaźnie moje jesienne włosy
Patrzę na kasztany
a każdy z nich
to cząstka nas
Wiem, że nic nie wiem
Ale
to mi nie wystarcza
Bo co z tego, że wiem
gdy chcę wiedzieć
więcej
o sobie
o tobie

o nas
o świecie
w którym żyć nam przyszło
bo inaczej...
umrę z głodu wiedzy                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

piątek, 11 lutego 2011

Bo ja nie wiem
jak to nazwać
i czy to w ogóle nazywać
może lepiej by było
milczeć
ale za późno
czas uciekł ale jeszcze jest
tłumaczę i milczę
mała sprzeczność mi
bywa i znika
Cicho. Cicho.Cicho.
Milcz.
Bądź tu. Jesteś mną.
Tak. Bądź tu.
Ale się uspokój
i nie rób bałaganu w głowie.
Droga ja.
Proszę.
Usłuchaj się choć raz.
Bywa
przekorna
ironiczna cyniczna
pyskata złośliwa
sarkastycznie miła
taka gryząca warcząca odstraszająca
stoi siedzi nie wie
widzi
uśmiecha się
i wcale nie złośliwie