czwartek, 26 lipca 2012

Wszystko ze mną w porządku. Tylko mój dom chyba wilcy zjedli.


Znacie to okropne uczucie, gdy patrzycie na jakiś znajomy widok i czegoś wam brakuje? A potem okazuje się, że ścięto drzewo, zabrano ławkę czy stary bilbord reklamowy. Gorzej, jeśli po tych trzech ciężkich minutach myślenia wreszcie do ciebie dotrze, że zniknął twój dom. No tak, dom. Miejsce, gdzie sobie mieszkałaś z rodziną (albo mieszkałeś, mieszkałyście, mieszkaliście, wstawcie odpowiednią dla was formę i czytajcie dalej), trzymałaś kota, ukochaną kolekcję książek i skitrane pod łóżkiem ciasteczka na czarną (albo płaczliwą) godzinę (w miejsce tych rzeczy wstaw odpowiednie dla siebie rekwizyty). No nie ma. Zajeżdżasz sobie rowerem pod dom, oj przepraszam, w miejsce, które jeszcze dwie godziny temu było miejscem PRZED twoim domem, patrzysz, patrzysz i... nic. Domu nie ma. I nie ma żadnego spektakularnego pustego śladu, żadnych wystających z ziemi rur, śladów po fundamentach, płacząco-lamentujących dzieci, złowieszczo latających kruków czy tym podobnych uroczych akcesoriów. Zwyczajnie okazuje się, że zarośnięty krzakami, ogrodzony plac z zieloną bramą, który do tej pory graniczył z twoim domem jest dwa razy większy. Tak zwyczajnie, dwa razy większy. I nic, poza twoją pamięcią, nie wskazuje na to, że tam był dom. Twój dom. Rozglądasz się z rosnącym przerażeniem, szczypiesz po ramionach, próbujesz sprawdzić, czy tam brama faktycznie tam jest, że to nie są nowe drzwi czy coś w ten deseń, kręcisz się w kółko, masz wrażenie, że to jakiś koszmarny sen, głupi kawał, nie wiem, kumple dosypali ci czegoś do meliski i masz teraz zwidy, trafiłaś do bliźniaczego miasta, które od twojego różni się tylko brakiem twojego domu, nie wiesz, masz ochotę wrzeszczeć i zwinąć się w kłębek jednocześnie, nie wiesz co robić. Sterczysz z tym rowerem jak głupek i się gapisz. Idzie sąsiad z naprzeciwka. Na pytanie co tu się stało i gdzie jest twój domek patrzy się na ciebie z zaciekawieniem połączonym z lekką pobłazliwością – Jaki dom? - Gdzie? - Tutaj? - Przecież tu zawsze był ten pusty plac. - Dom? Hm, był tu godziną jakiś facet, upierał się strasznie, że tu był dom, ale go zabrali na sygnale. - Gdzie? Tam. - Tu macha ręką w kierunku pobliskiego miasta, mieszczącego znany szpital psychiatryczny. - A Ty? Na pewno dobrze się czujesz? -
Tak. Wszystko ze mną w porządku. Tylko mój dom chyba wilcy zjedli.

niedziela, 22 lipca 2012

zróbcie mi proszę lobotomię
skończę wreszcie
ten uroczy festiwal autodestrukcji
o tak
będę szczęśliwa nieświadoma

bo głupia już jestem
moja hipokryzja
kiedyś mnie zabije
na pewno zniszczy
i to moje udawanie
na każdym kroku.

Nie, nie jestem silna.

Nie, nie jestem.
mam wrażenie
że dzisiaj umrę

ale nadal będę
chodzić, rozmawiać
teoretycznie będę
żyć.

Bo będę nie będąc. tak zwyczajnie. znów
chłodno mi
  chłodno chłodno chłodno
      umieram
 tu  teraz  tak
bez powodu
   powodu
nie trzeba
zimno zimno idź
mi z oczu
albo nie, przestań
uciekać
nie wiem
zbyt słaba jestem
zwyczajnie nie dam rady
nie umiem, przykro mi
jak zawsze
ot tak
a chcę li tylko nic
zwyczajnie.