niedziela, 11 sierpnia 2013

Umeblowienie.

Jestem jak mebel. Prawie niewidzialna. Niedostrzegalna. Taki dodatek do niesionego przez mnie naczynia. Przechodzę, przysuwam, odsuwam, zasuwam, znikam. Mebel. Taki niezauważalny. Mało wyrazisty. Bez charakteru, rysów twarzy, znaków szczególnych. Komoda w nieokreślonym kolorze. Meblościanka ze sklejki. Sosnowa półka z Ikei jakich tysiące.
Nikt nie zwróci na mnie uwagi dopóki nie zrobię czegoś nie tak. Prawie mnie nie słychać, czasem tylko brzęknie nóż o talerzyk, waza o łyżeczkę, szklanka zadźwięczy po zetknięciu z filiżanką. Powiem "Proszę, przepraszam, za chwileczkę, oczywiście.". Zniknę. Przyjdę. Pójdę.
Zabiorę, przyniosę, postaram nie rzucać się oczy, nie ingerować swoją meblowością w otaczającą mnie przestrzeń i ludzi. Będę dodatkiem, stoliczkiem, świecznikiem. Przedmiotem.

I nawet to lubię. Nie muszę być wtedy człowiekiem. Moje wnętrze zasypia bez żadnego niepokoju. Cała koncentruję się na byciu meblem i niczym innym.

Cóż z tego, że szklanym i kruchym. Zawsze mogę poudawać, że jestem wiekowym, dębowym i szacownym kredensem. Przecież nikt i tak nie zauważy różnicy. Mebel to mebel.

Na szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz