niedziela, 2 grudnia 2012

Ten-Który-Wiecznie-Narzeka

- Phhrrr! Phhhrr, phi, phee! Co za noc, co za koszmar, phrrrr! - kotołak ze wstrętem i irytacją powarkiwał, starając się zwinąć w kłębek, by nie tracić cennego ciepła. Faktycznie, noc była jak z koszmaru. Ciemna, bezksiężycowa, zimna, deszczowa i wietrzna. Kotołak leżał sobie właściwie przed kominkiem, w samym centrum ciepłego, przytulnego i suchego domu, co bynajmniej nie przeszkadzało mu oddawać się swojemu ulubionemu zajęciu – narzekaniu. Stwór narzekał niemal zawsze i wszędzie, przy każdej okazji. Co złośliwsi szeptali, że będzie zrzędził na własnym pogrzebie. (Na pewno nie będzie mu się podobał kolor trumny ani miny żałobników.) Szeptali, gdyż Ten-Który-Wiecznie-Narzeka (tak, nikt już poza nim nie pamiętał jego prawdziwego imienia, wszyscy nazywali go właśnie w ten sposób, natomiast sam zainteresowany nie chciał nikogo oświecać w tej kwestii, miał tym sposobem dodatkowy powód do narzekania) słynął z najciętszego języka w okolicy bliższej i dalszej. Niewielu było śmiałków, którzy próbowali naśmiewać się z niego twarzą w twarz. Ale skończmy już z tym zbaczaniem z tematu, naszego bohatera poznamy sobie lepiej po drodze. A raczej przed kominkiem. Rozpalonym kominkiem, przed którym leżał sobie puszysty, wełniany chodnik. Mimo to kotołakowi było zimno. Może nawet nie zimno – on zwyczajnie się trząsł z irytacji i złych przeczuć. Był w dziwnym dla siebie, nieznanym stanie, co jeszcze bardziej pogłębiało jego zdenerwowanie – nie chciało mu się narzekać. Od dwóch dni zrzędził tylko z przyzwyczajenia, dla zasady.
- Co się ze mną dzieje?!? To na pewno te dzieci. Dosypały mi czegoś do meliski. Albo do kawy. Zmieszały z ciasteczkami. Rozważmy to na chłodno – nie jestem zadowolony z wielu rzeczy, to fakt (na przykład w tej chwili brakuje mi poduszki i kubka kakao, a wiatr paskudnie tłucze się o szyby), ale nie jest to dla mnie jakimś tam priorytetem, nie czuję żadnego zadowolenia z wyrażania braku zadowolenia, to straszne. Tak poważnie rzecz biorąc, jedyną rzeczą, która mnie teraz rzeczywiście i słusznie irytuje jest to, że nie mogę zasnąć, gdyż pogrążam się w jakiś bezsensownych rozważaniach pod tytułem „Dlaczego narzekam tylko z nawyku i z jakiego powodu nie sprawia mi to dawnej radości”. Czuję się, jakby całe moje moje życie straciło sens. Co innego można robić, co innego umiem robić? Przecież narzekałem od zawsze, odkąd pamiętam! Myślę, że to wina niedoboru snu. Mój kochany głupi mózgu, skończ wreszcie. Daj spać. Wyśpisz się, wszystko wróci do normy, znowu wróci stary, znany Ten-Który-Wiecznie-Narzeka, prawda? - kotołak jeszcze długo przewracał się z boku na bok, wiercił, kręcił się, aż w końcu wstał i przyniósł sobie poduszkę. Zasnął po kilku sekundach.
- Wszystko będzie w normie, znowu będę szczęśliwym narzekającym, wszystko wróci jutro do normy... - mamrotał optymistycznie przez sen, leciutko mrucząc, jak na kotołaka przystało.
Ranek był słoneczny i cichy, w kominku co prawda wygasło, ale popiół nadal oddawał nieco przyjemnego ciepła.
- Jaki piękny dzień! I jak słonecznie! Tfuu, co ja gadam! Brrr, jak zimno! I głodny jestem, niewyspany zresztą też. Nie, tego już za wiele. Najwyższy czas udać się do specjalisty, ile można zachowywać się tak dziwnie! Grrr... Phrrrr, phi, pffff!!! - Ten-Który-Wiecznie-Narzeka odwrócił się na plecy i zapatrzył w sufit.
- Trzeba iść, ale jak bardzo mi się nie chce. Co to za zwyczaje, żeby niewyspane, głodne, zmarznięte i nieszczęśliwe kotołaki z zaburzeniami nastroju i straconym sensem egzystencji zmuszać jeszcze do wstawania przez niedokładanie do kominka, co za świat, co za czasy. -
Wszystko powoli wracało do normy.

1 komentarz: