- Phhrrr! Phhhrr, phi, phee! Co za
noc, co za koszmar, phrrrr! - kotołak ze wstrętem i irytacją
powarkiwał, starając się zwinąć w kłębek, by nie tracić
cennego ciepła. Faktycznie, noc była jak z koszmaru. Ciemna,
bezksiężycowa, zimna, deszczowa i wietrzna. Kotołak leżał sobie
właściwie przed kominkiem, w samym centrum ciepłego, przytulnego i
suchego domu, co bynajmniej nie przeszkadzało mu oddawać się
swojemu ulubionemu zajęciu – narzekaniu. Stwór narzekał niemal
zawsze i wszędzie, przy każdej okazji. Co złośliwsi szeptali, że
będzie zrzędził na własnym pogrzebie. (Na pewno nie będzie mu
się podobał kolor trumny ani miny żałobników.) Szeptali, gdyż
Ten-Który-Wiecznie-Narzeka (tak, nikt już poza nim nie pamiętał
jego prawdziwego imienia, wszyscy nazywali go właśnie w ten sposób,
natomiast sam zainteresowany nie chciał nikogo oświecać w tej
kwestii, miał tym sposobem dodatkowy powód do narzekania) słynął
z najciętszego języka w okolicy bliższej i dalszej. Niewielu było
śmiałków, którzy próbowali naśmiewać się z niego twarzą w
twarz. Ale skończmy już z tym zbaczaniem z tematu, naszego bohatera
poznamy sobie lepiej po drodze. A raczej przed kominkiem. Rozpalonym
kominkiem, przed którym leżał sobie puszysty, wełniany chodnik.
Mimo to kotołakowi było zimno. Może nawet nie zimno – on
zwyczajnie się trząsł z irytacji i złych przeczuć. Był w
dziwnym dla siebie, nieznanym stanie, co jeszcze bardziej pogłębiało
jego zdenerwowanie – nie chciało mu się narzekać. Od dwóch dni
zrzędził tylko z przyzwyczajenia, dla zasady.
- Co się ze mną dzieje?!? To na
pewno te dzieci. Dosypały mi czegoś do meliski. Albo do kawy.
Zmieszały z ciasteczkami. Rozważmy to na chłodno – nie jestem
zadowolony z wielu rzeczy, to fakt (na przykład w tej chwili brakuje
mi poduszki i kubka kakao, a wiatr paskudnie tłucze się o szyby),
ale nie jest to dla mnie jakimś tam priorytetem, nie czuję żadnego
zadowolenia z wyrażania braku zadowolenia, to straszne. Tak poważnie
rzecz biorąc, jedyną rzeczą, która mnie teraz rzeczywiście i
słusznie irytuje jest to, że nie mogę zasnąć, gdyż pogrążam
się w jakiś bezsensownych rozważaniach pod tytułem „Dlaczego
narzekam tylko z nawyku i z jakiego powodu nie sprawia mi to dawnej
radości”. Czuję się, jakby całe moje moje życie straciło
sens. Co innego można robić, co innego umiem robić? Przecież
narzekałem od zawsze, odkąd pamiętam! Myślę, że to wina
niedoboru snu. Mój kochany głupi mózgu, skończ wreszcie. Daj
spać. Wyśpisz się, wszystko wróci do normy, znowu wróci stary,
znany Ten-Który-Wiecznie-Narzeka, prawda? - kotołak jeszcze długo
przewracał się z boku na bok, wiercił, kręcił się, aż w końcu
wstał i przyniósł sobie poduszkę. Zasnął po kilku sekundach.
- Wszystko będzie w normie, znowu
będę szczęśliwym narzekającym, wszystko wróci jutro do normy...
- mamrotał optymistycznie przez sen, leciutko mrucząc, jak na
kotołaka przystało.
Ranek był słoneczny i cichy, w
kominku co prawda wygasło, ale popiół nadal oddawał nieco
przyjemnego ciepła.
- Jaki piękny dzień! I jak
słonecznie! Tfuu, co ja gadam! Brrr, jak zimno! I głodny jestem,
niewyspany zresztą też. Nie, tego już za wiele. Najwyższy czas
udać się do specjalisty, ile można zachowywać się tak dziwnie!
Grrr... Phrrrr, phi, pffff!!! - Ten-Który-Wiecznie-Narzeka odwrócił
się na plecy i zapatrzył w sufit.
- Trzeba iść, ale jak
bardzo mi się nie chce. Co to za zwyczaje, żeby niewyspane, głodne,
zmarznięte i nieszczęśliwe kotołaki z zaburzeniami nastroju i
straconym sensem egzystencji zmuszać jeszcze do wstawania przez
niedokładanie do kominka, co za świat, co za czasy. -
Wszystko powoli wracało do
normy.
Wielbię to!
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno ludzkiej natury- brawo :*